poniedziałek, 8 października 2012


Życie wspólnotowe
Konstrukcja Europy, niezależność ekonomiczna i ruchy migracyjne w końcu narzuciły Francuzom pogląd trochę absurdalny, że nie są oni sami na świecie. Obcy istnieją, spotkali ich. Więc zmienili chodnik.

Szacują swoich sąsiadów według ich słusznej wartości: zero

Cóż powiedzieć, inne Narody mają jedną korzyść w oczach Francuzów: mogą służyć za przynieś-wynieś i utwierdzać ich w wyższości. Jeden raz zaspokojony przez porównanie, czar cudzoziemców szybko pryska, aby ustąpić miejsca rasizmowi, szowinizmowi i ksenofobii o dobrej właściwości, której usilnie zaprzeczają („Ja śnię, ten czarnuch potraktował mnie jak rasistę. Ja go uciszę, tępaka !”).

Anglicy ("cochon anglais") są sklasyfikowani w kategorii bezkręgowych, grubiańskich rudzielców, zwolenników surduta, przeżuwaczy wołu ohydnie torturowanego w mięcie, połykaczy letniego piwa. Niemniej jednak, fascynują ich. Angielska nielojalność jest bazą do ewakuacji grup spod Dunkierki i tajemnicy Świętej Heleny (Napoleon został tam tak czy nie otruty ?). Na szczęście, ich nienawiść jest rozpuszczalna w alkoholu i po trzech szklankach czystej złocistej (whisky) są wyraźnie mniej wrażliwi na los Napoleona.

Francuzi nie mają namiętności dla Niemców, bez prawdziwego znienawidzenia ich,  którym przyznają pewną wiedzę know-how przemysłową. To miłe ustępstwo ma miejsce tylko podczas ich przygniatającego zwierzchnictwa intelektualnego i politycznego. Język francuski jest w istocie obecny na wszystkich kontynentach, co nie jest przypadkiem języka Goethe’go, a obradować w Radzie Bezpieczeństwa ONZ[1] jest znakiem władzy znacznie ważniejszej niż potęga przemysłowa Nadrenii. Bez opowiadania o choucroute czy niemieckim poczuciu humoru. Mają jednak punkty wspólne: pociąg dla pewnej czystości rasy, wielki dystans w kontaktach z nieznajomymi, chorobliwe przywiązanie do konwencji, wiarę w przeznaczenie ich narodów. Nie mówcie im tego, nie pojmują tego rodzaju żartów.

Hiszpanie są w ich oczach dumnymi i płochliwymi grajkami na kastanietach, których krzyki, gdy zagłuszają pianie koguta, to ścinają Łaciatej[2] mleko . Jedynie podziwiają hiszpańskich toreadorów, którzy przyjmują uderzenie rogu w zad[3].

Włoch jest cudzoziemcem cennym. Za każdym razem kiedy obywatel Francji niepokojony jest korupcją swoich polityków, wzrostem przestępczości zorganizowanej lub pracą na czarno, zawsze znajdzie się jakaś dobra dusza, która przypomni kraj, gdzie te defekty są dużo bardzie akcentowane: Włochy. Uspokojony Pan Martin  przywoła w kilka sekund „la combinazione” wymawiając rękoma i spokojnie wraca do swojego systemu „D”.

Dwa narody są oszczędzone przez te mieszane uczucia przyciąganie-odpychanie: Szwajcarzy i Belgowie. Nie są w rzeczywistości, na ich gust, ani przyciągający, ani odrzucający, a tylko bardzo zabawni. Ich wzajemny akcent pozwala na moc naśladowania, a ich głupstwa i przypisana powolność wykrzywi trepanowany beret. Fakt, że te dwa kraje dysponują wyższym PKB[4] na mieszkańca, nie jest w stanie naruszyć ich utwierdzoną pewność siebie.

wg książki P. Woods'a "Ils sont fous ces Français"



[1] ONU – Organisation des Nations Unies
[2] Blanchette
[3] le derche
[4] PNB – Produit National Brut